Weronika Wasiak od marca prowadzi na Instagramie konto @chad_owa. Porusza na nim temat choroby afektywnej dwubiegunowej, propaguje ideę samowspółczucia i odczarowuje mity związane ze zdrowiem psychicznym. W rozmowie opowiedziała o tym, czego można się spodziewać po wizycie u psychiatry lub psychologa i udowodniła, że lockdown może być pozytywnym zjawiskiem.
Cześć, Weronika. Dzięki, że znalazłaś czas dla mnie i naszych czytelników. Zacznę od lekko prowokacyjnego pytania: czy myślałaś o tym, żeby odwołać naszą rozmowę?
Cześć, Dorota. Bardzo dziękuję za zaproszenie. Jeżeli chodzi o odwołanie, to nie miałam takiej myśli. Jedynie 15 minut temu zastanawiałam się, czy może jej nie przełożyć, ponieważ dostałam ataku płaczu. Ale już jest lepiej!
Korzystasz zarówno z pomocy psychologa, jak i psychiatry. W jakich okolicznościach umówiłaś się na pierwszą wizytę?
Jeśli chodzi o psychologa, to na pierwszą wizytę umówiłam się, by dowiedzieć się więcej o samodzielności i niezależności. Potrzebowałam nauczyć się podejmować własne decyzje. Psychiatra, natomiast, pojawił się w moim życiu wtedy, kiedy przestałam się cieszyć ze wszystkiego. Nawet z czegoś, co kiedyś było dla mnie najbardziej pożądaną rozrywką.
Czy Twoje oczekiwania pokryły się z rzeczywistością? A może zdarzało Ci się wyjść z gabinetu z poczuciem rozczarowania albo niezrozumienia?
Z psycholożkami miałam zawsze szczęście. Spotykałam się z cierpliwością i wyrozumiałością. Śmiało mogę powiedzieć, że każda z moich terapii była inna, ale wszystkie udane. Większy problem pojawił się w kwestii psychiatrii i leczenia farmakologicznego. Biorąc pod uwagę własne doświadczenia, uważam, że łatwiej trafić na kogoś, kto potraktuje nas jako kolejną osobę, która potrzebuje jakiejkolwiek recepty i „do widzenia”.
Przy tej okazji wyjaśnijmy, bo chyba nie każdy zdaje sobie sprawę – jakie są podstawowe różnice między psychiatrą a psychologiem/psychoterapeutą?
Nie chcę tutaj uchodzić za eksperta. Mój instagram zresztą traktuję jako miejsce z prywatnymi historiami, a nie wskazówkami naukowymi czy definicjami. Wiem jednak, że psycholog to osoba po studiach psychologicznych i niekoniecznie musi zajmować się pracą z ludźmi. Psychoterapeuta zaś to osoba, która mogła skończyć jakiekolwiek studia, potrzebowała natomiast ukończyć kosztowną szkołę terapii.
Z mojej wiedzy wynika, że lepiej, by nasz terapeuta był jednocześnie psychologiem, psychoterapeutą i regularnie poddawał się superwizji. Jeżeli chodzi o psychiatrę, jest to osoba, która ukończyła studia medyczne i jest po specjalizacji w katedrze psychiatrii. To jedyna osoba, która może włączyć do terapii leczenie farmakologiczne.
Nie zapytam, czy Twoi bliscy wiedzą o Twojej chorobie – w końcu piszesz o niej na Instagramie. Jednak jak było na początku? Czy mówienie o odwiedzaniu specjalistów, a dalej diagnozie i życiu z chorobą zawsze było dla Ciebie proste?
Zdecydowanie nie było mi łatwo. Teraz nie do końca pamiętam te czasy, kiedy było mi trudno o tym mówić, natomiast dzień, w którym powiedziałam o tym na głos, nadal tkwi w mojej pamięci. Wplotłam to po prostu w rozmowie, której temat dotyczył zdrowia psychicznego. Ciekawa byłam reakcji, ale nikt specjalnie nie zareagował. Dopiero później stało się coś świetnego – parę osób, na obecności, przyszło mnie zapytać o radę! Jak zacząć, jak spróbować pójść do specjalisty i tak dalej… Od tamtej pory nie ma we mnie już żadnego wstydu. Dlatego też robię wszystko, żeby pamiętać, że nie każdemu jest z tym tak miło i przyjemnie. Stawiam na empatię, niezależnie od tego, czy umiem wyobrazić sobie, co czuje osoba wstydząca się mówienia o zdrowiu psychicznym na głos.
Co dała Ci sama diagnoza? Poczucie ulgi i jakiś rodzaj „tożsamości”, a może etykietkę, która stygmatyzuje?
Ulgę, ulgę i jeszcze raz ulgę. Wreszcie przestałam zachodzić w głowę, czy „może sobie nie wymyślam”. Usłyszałam, że leżenie całymi dniami w łóżku i brak próby podejmowania jakichkolwiek aktywności, nawet tych przyjemnych, nie jest normą i mogę coś z tym zrobić, jeśli czuję się przez to nieszczęśliwa. Dało mi to prawdziwą motywację do tego, by walczyć. Co zresztą robię do tej pory.
Myślę, że właśnie to racjonalizowanie swoich problemów czy zachowania – albo wręcz zaprzeczanie im – jest bardzo zgubne i powoduje, że ludzie trafiają do specjalistów dużo później, niż powinni. Masz jakiś sposób na to, by przestać myśleć w ten sposób?
Kiedyś jedna psycholożka powiedziała mi, że nasz umysł nie rozumie słowa „nie”. Kiedy nie chcemy czegoś robić i skupiamy się na myślach „nie chcę się tak czuć” lub „nie chcę myśleć, że wymyślam”, nasz umysł tak naprawdę słyszy tylko „chcę się tak czuć” lub „chcę myśleć, że wymyślam”. Oczywiście z przymrużeniem oka, jednak faktycznie nie pozostawiamy w swojej głowie miejsca na to, czego faktycznie chcemy. Mój sposób to mówienie sobie do siebie, trochę na siłę, „wiem, jak się czuję, czuję się źle i potrzebuję pomocy”. Łatwiej jest mi wtedy o nią poprosić.
Jest jeszcze druga strona medalu – osoby, które nas otaczają, mogą wysyłać nam komunikaty w stylu „wymyślasz sobie” albo „tak naprawdę szukasz uwagi”. W swoich postach kilka razy podkreślałaś, że nie piszesz czegoś dla atencji czy „głaskania po główce”. Czy takie tłumaczenie się na zapas wynika z tego, że spotkałaś się już z takimi zarzutami?
To ciekawe pytanie, które sprawiło, że zaczęłam się nad tym mocno zastanawiać. Nawet nie wiedziałam, że można z moich postów coś takiego wyłapać. Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że nie słyszałam nigdy wprost, że sobie wymyślam. Były to chyba inne wbijane szpilki typu „trzeba się po prostu ogarnąć i będzie lepiej”, „zacznij wyrabiać sobie jakieś nawyki, to nie będzie tak źle żyć” czy „nie można tak polegać na lekach, one niewiele zmieniają”.
Nie ukrywam, że z takimi słowami trudno jest walczyć, jednak przekroczyłam chyba pewną granicę i idę swoimi ścieżkami. Co do atencji… Wynika to chyba z tego, że otaczam się w większości ludźmi cichszymi i bardziej wycofanymi ode mnie. Czasem wydaje mi się, że może faktycznie jestem atencyjna, skoro zachowuję się inaczej niż oni.
Jak wyglądają, w Twojej opinii, kwestie finansowe dbania o zdrowie psychiczne? Czy jest ono dostępne dla każdego, czy jednak wciąż stanowi pewien przywilej?
Uważam, że jest to mój OGROMNY przywilej. Nie wyobrażam sobie, gdzie bym była, gdybym nie mogła pozwolić sobie finansowo na prywatne wizyty terapeutyczne czy psychiatryczne. Marzy mi się gdzieś z tyłu głowy, żeby jakkolwiek przyczynić się do tego, by każdy miał równy dostęp do pomocy psychologicznej.
Za nami kilka lockdownów związanych z pandemią koronawirusa. Brak możliwości wyjścia do restauracji ze znajomymi, umówienia się na kawę czy film w kinie. Czy ten czas wpłynął na Twoją formę psychiczną?
Wpłynął. I to pozytywnie. Wiem, że to głupio brzmi, ale dzięki lockdownowi bardzo odpoczęłam. Zwolniłam, przestałam się tak spieszyć. Zaczęłam doceniać piękno małych rzeczy, typu spacery z psem mojej siostry czy gotowanie coraz to nowych dań. Przede wszystkim jednak, pomogła mi praca z domu, zmniejszenie kontaktów z ludźmi i skupienie się na sobie. Nie zrozum mnie źle, lubię ludzi, ale z jakiegoś powodu interakcje społeczne szybko mnie wykańczają. Natomiast dzięki lockdownowi mogłam zwolnić i w tym obszarze.
Część osób nie chce udać się do specjalisty, bo uważają, że sami „jakoś to ogarną”. Czy uważasz, że z Twoim zaburzeniem dałoby się poradzić sobie na własną rękę?
Wydaje mi się, że jest to możliwe. Nie jestem ekspertem. Uważam jednak, że to normalne, by ktoś po prostu nie chciał korzystać z pomocy psychologa/psychoterapeuty. Jest dużo książek na ten temat czy grup ludzi, którzy pomagają sobie wzajemnie. Najważniejsze w tym temacie jest samozaparcie i chęć do zmian. Moim zdaniem to decyzja wyłącznie osoby, która boryka się z różnymi problemami i chce je naprawić.
Oczywiście, inaczej jest w przypadku problemów poważnych, zagrażających życiu i tym podobnych. Nie mam wiedzy naukowej, lecz moim zdaniem nie ma w takiej sytuacji innej opcji niż psychiatra.
A prowadzenie konta na Instagramie? Czy może realnie wspomóc terapię?
Myślę, że to rozwiązanie nie dla wszystkich, ale dla mnie założenie tego konta to kamień milowy w kwestii rozwoju osobistego. Praktycznie codziennie jestem sobie wdzięczna, że rozpoczęłam te przygodę. Moja psycholożka również jest z tego dumna, a ja faktycznie czuję, że dzięki temu jest mi łatwiej.
Zakończmy tę rozmowę czymś ciepłym i wesołym jak jeżyk z Twojego nadgarstka. Masz jakieś pokrzepiające zdanie dla osób w kryzysie? A może ulubionego mema, który zawsze bawi tak samo?
Pokrzepiające zdanie ode mnie to „nigdy nie było tak, żeby jakoś nie było”. Cytat mamy mojej przyjaciółki, Oli, który zawsze mi pomaga, kiedy myślę sobie, że teraz to już nie dam rady. Pamiętajcie, że największy banał najbardziej pomaga. BĘDZIE DOBRZE! A tutaj mem ode mnie, pozdrawiam jako blondynka, która rozjaśniała sobie sama włosy 2 tygodnie temu.
Lepszego zakończenia rozmowy nie mogłabym sobie wyobrazić! Myślę, że mogę powiedzieć w imieniu nas obu: wszystkim życzymy zdrowia, akceptacji i lepszego rozumienia własnych emocji. A Tobie, Weroniko, jeszcze raz dziękuję za świetną rozmowę!
Również bardzo dziękuję, wszystkiego dobrego!